Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/737

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
177

wiary, u owego przypatrywania się, o mało nie krzyknęła z podziwu i wzruszenia, musiała się chwycić półki, aby utrzymać na nóżkach, porwała za głowę i nie myśląc już wcale o cukrze, o zapomnianéj świecy, o otworem zostawionych drzwiach, wyleciała wprost kierując się do alkierza pani Szwarcowéj. Sam jéj chód, a potem wyraz twarzy, pomięszanie wyryte na niéj i drżące wargi, oznajmiły, że przybywa z niepospolitą nowiną, że nie szło jéj o zwarzoną śmietankę, ani o szkodę wyrządzoną przez szczury.
— Stryjenko, — zawołała lecąc ku niéj, — co ja odkryłam, stryjenko, jak Boga kocham, prawdę mówię, to Adolf przyjechał!
Szwarc, który stał z boku podbiegł do niéj i bez ogródki i przygotowania usta jéj szeroką zamknął dłonią.
— Będziesz mi ty milczeć, sroczko nieznośna! — rzekł stłumionym głosem kipiąc z gniewu, aż Basi przelękłéj łzy się z oczów potoczyły, — a to nieszczęście z tą dziewczyną! Cicho! zkąd ty to wiesz.