Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/706

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
146

— No! więc mów! mów! czego chcesz! zapłacę, dam, zrobię, ale uwolnij mnie WPan od siebie.
— Widzisz pani jak jesteś niesprawiedliwą względem mnie, to doprawdy się nie godzi... ja pragnę twojego dobra tylko.
Kobieta westchnęła głęboko, Kapitan puścił dym z cygara.
— Staje, — rzekł, — między nami fakt taki: pani Adolfina Jordanowa, upomina się o synowicę męża swojego pannę Maryją Jordan w imię bliskiego pokrewieństwa, jest bezdzietną i chce jéj cały majątek zapisać.
— A! zapewne! żebyś mnie ubił! — zerwała się wdowa, — co z tego to nic nie będzie.
— I ja myślę, że nie będzie nic, ale co ci to szkodzi gołosłównie obiecać? Szkoda, po łacinie nie umiesz, a jest przysłowie... verba volant. Idziemy daléj... pani Jordanowa odbiera swą kuzynkę, i w nagrodę otrzymuje po pierwsze, owe weksle, które się już nikomu na nic nie zdały, a mogłyby ją niepotrzebnie kompromitować, powtóre regularnie wypłacany procencik na utrzymanie sie-