— Mój Boże! jakże niesłuszną po sobie zostawiłem sławę, — zawołał Pluta, — ja najprostoduszniejszy z ludzi! ja com wiecznie zawiedziony był i oszukany.
— Gadaj nie gadaj, — odezwała się żywo Jordanowa, którą znać przeciągnięta rozmowa nudzić zaczynała, to darmo, ja mam interesa i nabożeństwo, i czasu mi brak!
— Ale słowo ci daję, że nie pójdę ztąd dopóki tak lub owak nie rozmówimy się ostatecznie, krzyknął Kapitan, Wpani mnie zmusisz do użycia środków, których radbym uniknąć!
— WPan mi grozisz? — odezwała się oburzona wdowa.
— Grożę! — rzekł zimno Kapitan, ale zważ proszę, że jeśli się tak nieprzyzwoitego chwytam środka, to nie bez pewnéj wiary w siebie, że groźbę spełnić mogę... na wiatr nie zwykłem nic mówić!
— A to ciekawa rzecz!
— W istocie, dosyć, kochana Adolfino, — rzekł Pluta zapalając cygaro. Ale ci jeszcze inną ciekawszą powiedzieć mogę, zupełnie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/703
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
143