Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/684

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
124

która w jednéj ręce trzymała tylko co wypróżniony znać ceberek.
— Tu mieszka?
— No to tu...
— Oznajmijcież jéj kapitana Plutę...
Służąca pomruczała nieco, odwróciła się, poszła, a kapitan który nie wątpił na chwilę że będzie przyjętym, posunął się mimo zajadłego psów naszczekiwania aż do sieni... Tu znowu różne sprzęty gospodarskie prawie drogę zatamowały, ale ściśle biorąc przejść było można... Po chwilce trzaskając drzwiami, zjawiła się napowrót owa niewiasta, którą Bóg i natura tak złym obdarzyły humorem, i wskazując drzwi w drugiéj sionce ciemnéj, odezwała się:
— No to tędy.
Pluta uderzywszy się o nizkie wejście i zawiesiwszy płaszcz na drzwiach, bo innego umieszczenia dlań nie znalazł, wcisnął się pokornie do rodzaju przed pokoiku maluteczkiego, w którym mocno słychać było stęchliznę, a następnie dostał się do drugiego pokoju pustego i krocząc daléj przez ku-