Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/655

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
95

półgodziny szukać czegoś co znalezione kupujący odrzuci natychmiast... często pół dnia z rozpaczy nie jąć się niczego w obawie przerwy nowéj, któréj właśnie na ten raz niema, wśród myśli najświeższych usłyszeć głos chrypliwy co je rozcina jak piła... nie jest to los do zazdrości. Muszyński oswajał się z nim czasami, ale były dnie w których widocznie upadał, nie miał ani uśmiechu ani odpowiedzi wesołéj dla klientów, ani téj nadskakującéj uprzejmości, któréj wymagają, ani oblicza lalki bez uczucia zalotnie usiłującéj przypodobać się wszystkim — ani pamięci i przytomności w jego zajęciach niezbędnéj... były dnie które z wlepionem okiem w ulicę spędzał w rodzaju odrętwienia przerywanego tylko otwieraniem drzwi i machinalną posługą, w rodzaju snu z otwartemi oczami i skołowaceniu chorobliwem... Wpatrywał się nie widząc w jakąś półkę pstrych okładek pełną, w jakiś tytuł większemi głoskami odbity i nic nie myśląc wprawiał do roli machiny.