Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
53

zbytnie, dodając teraz powagi, zepsuł całości harmonią i przedwcześnie ją postarzył.
Całe oblicze było jakby marmurowe, tak żadnego na niém nie czytałeś wyrazu, tak w srogie wolą ujęło się karby — oko tylko ciemno szafirowe, osadzone w cudnych kształtów migdałowych powiece, przyciemniałéj od łez może — dziś głęboko zapadłe, żyło jeszcze; świeciło, jaśniało, a niekiedy zdawało się gorzeć jakby wróconym wybuchem uczucia, blaskiem młodości niewyczerpanéj.
Na pierwszy rzut, nic się nieokazywało w wypogodzonéj a martwéj twarzy, z trochą jednak uwagi wyczytać było można ślady jakiéjś burzliwéj przeszłości, pokrytéj całunem cierpienia. Znać było, że nie zawsze te rysy tak dziś stężałe, tak martwe, żyły błogim pokojem, że je niegdyś szarpały namiętności i orały burze boleści, że je bledziły strachy, żale, oczekiwania i próby, że je zmieniało udawanie, bo marszczki i fałdy dzisiejsze lekko ale dobitnie zarysowane na czole i policzkach, niczém inném w charakterze téj twarzy usprawiedliwić się nie dawały, chyba niepo-