— Jakto? i dom własny.
— Bardzo skromny...
Widząc że się zbyt już długo zatrzymał i że odświeżona znajomość trochę się niecierpliwić zaczynała tą rozmową wśród chodnika przerywaną potrącaniami przechodzących, kapitan ukłonił się jéj, ścisnął rączkę i powoli siadł w dorożkę, zamierzając już ruszyć znowu, gdy głos szanownego Mateusza Kirkucia wstrzymał go silnem — pst! wyrzeczonem prawie nad uchem.
Kirkuć dość skromnie ubrany jak na siebie, bo najmniéj widoczną część stroju tylko miał w kraty niebieskie z zielonem, a chustkę czarną z końcami czerwonemi, w bardzo dobrym humorze, szedł pod boki z kimś drugim... Widocznie wracali z niedalekiego ogródka, w którym grała muzyka węgierska i bawar szerokiemi rozlewał strugami, twarze były zarumienione, oczy pałające, a miny szalenie zawadyjackie, niewiem skutkiem piwa czy muzyki.
Towarzyszem Kirkucia był ów jenijusz nieumiejący mówić, który przed niedawnym
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/594
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
34