— Pleciesz WPan... widzisz jak zestarzałam?
— Gdzież zaś? przerwał kapitan... a dużo ci ten mąż zostawił?
— Tylko dwakroć i o to jeszczem się musiała procesować... z westchnieniem odezwała się wdowa... adwokat mnie tyle kosztował! Kapitan się uśmiechnął.
— Trzebaż było młodego wybrać! jak pani jesteś nierozważną...
— Właśnie... właśnie... ale ten był nadto młody! Drugie westchnienie towarzyszyło pierwszemu.
— A powiedzże mi pani choć nazwisko swe i mieszkanie, niechaj wiem, odwiedzę pewnie... Wszak po staréj znajomości drzwi mi nie zamkniesz.
— Ale mój kapitanie! będę najszczęśliwsza!
— Najszczęśliwsza, to za wiele... mówmy już po prostu szczęśliwa.. ze staremi przyjaciołmi nie trzeba się ceremonijować — więc naprzód — jakże panią mam nazywać.
— Ale wszakżem mówiła...?
— Dotąd ani razu.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/592
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
32