— Ktoś to sobie drwił widać, albo ze mnie, albo z Waszmości, odparł stary, bo tu nic podobnego nie słychać o mnie.
— Nie sądzę, rzekł Pluta siadając powoli na krześle, jakby dla odetchnienia.
Kirkuć stał ciągle niecierpliwie, zdając się oczekiwać końca rozmowy.
— Prócz tego imie Kirkuciów było mi dobrze znane, dodał kapitan.
— A! marszcząc się rzekł stary, i kogożeś pan znał z tém imieniem?
— No! naprzód dobrze byłem i jestem z niejakim panem Mateuszem... nie krewny to WPana?
— Mateusza... niewiém, czy tego samego, o którym pan wspominasz, miałem rodzonego brata.
— Mały trochę, teraz przygarbiony...
— Być może, iż ten sam.
— Przyjemny bardzo człowiek i artysta w wielu grach towarzyskich...
Stary Kirkuć się zmarszczył, a późniéj westchnął, ale nic nie rzekł, widocznie chciał
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/572
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
12