Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
188

— I gdyby, — dodał Fryderyk, — sprzedawał sukno po bożemu nie zleżałe i nie dziurawe, dobrą miarą, nie widziałbym w tém nic tak złego? Ale ludzie utrzymywali, że mało kto od niego nie dostał dziury i mało kto się miary dopytał... bo téż syn dziś paraduje i głowę zadziera, a taki był tatunio jegomości słodki, grzeczny i miluteńki jak dziś widzicie syna; z tą różnicą, że tamten wszystkim służył a temu się zdaje, że jemu służyć wszyscy powinni... Nie dziw! ma prawo być dumnym kto łokciem baronowstwa się domierzył...
Mówił to sobie na głos umyślnie, słuchali wszyscy kto chciał, ale Dunder nie słyszał i nie rozumiał. Chwilami żywsza czerwoność występowała mu na twarz, ale się witał z Feliksem i tak żywo śmiejąc się rozmawiał, taki był wesoły, jakby do koła niego tylko turkot powozów słychać było, — owszem im dotkliwiéj kąsał go kapitan, tém głos podnosił swobodniéj.
Powoli jednak cofali się oba z Narębskim ku progowi i wyszli nieznacznie pod teatralne kolumny.