zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném do tknięciem. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!
— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszém, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.
Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.
— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.
— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..
I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
160