Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
199

To rzekłszy kapitan w słodkich marzeniach się zdrzemał. Nazajutrz przebudziwszy się nie rano, bo znużenie dało mu sen głęboki, Pluta uczuł się rzeźwiejszym, pogląd jego na świat nabrał powagi i spokoju. Przypomniał sobie z kolei co robił wczoraj i nie znalazł nic do zarzucenia.
Często podobny ranny egzamin czynności wczorajszych, wcale różne w nas budzi uczucie; szczęśliwy, kto przebudziwszy się, nic upłynionemu dniowi do wymawiania nie ma.
Kapitan doznawał błogiego jakiegoś ukontentowania i najsłodszych nadziei, czekał odpowiedzi od jenerałowéj i Narębskiego, ale czekał ich napróżno.
— Niech się namyślają, — rzekł w sobie, trzeba im czas zostawić, tymczasem z Dunderem coś się zrobi.
O umówionéj godzinie pojechał do Szwajcarskiéj doliny, która stała pustkami, i z butelką piwa skrył się w oddalony zakątek. Czekał tu z pół godziny na przybycie barona, który wpadł nareszcie niespokojny, pomiesza-