Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
150

— Bardzo żałuję, że mi to pokrewieństwo staje na drodze i onieśmiela, — dodał Hunter, — doprawdy miałbym ochotę dowieść, że prawdę mówiłem i zakochać się na serjo.
Jenerałowa spojrzała mu w oczy bez obrazy, z jakąś melancholją i powtórzyła tylko trochę ironicznie:
— Na serjo?
— Kuzynka sądzi, że ja już nic na serjo zrobić nie potrafię?
— Przynajmniéj nie prędko.
— Zkądże tak srogi wyrok?
— Na własnych twoich zeznaniach oparty.
Hunter, który jadąc do jenerałowéj, wcale ją sobie inaczéj wyobrażał i obiecywał nudzić się trochę, zapalił się jak żak, pochwycił nawet za rękę wujenkę, która mu jéj nie odmówiła, przycisnął ją do ust, a dotknięcie téj pulchnéj, białéj, zimnéj dłoni, wytwornych kształtów, poruszyło go do głębi. Jenerałowa trochę szydersko uśmiechać się zaczęła.
— O! dziecko z ciebie kuzynku kochany, — rzekła, — dziecko jeszcze potrzebujące niań-