Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
84

krótko, trwałe zgryzoty sumienia i niepokoje serca. Twarz kobiety, którą ujrzał pierwszą naprzeciw siebie, owéj panny Salomei ukochanéj od lat tylu przez Wydyma, przypomniała mu dziwnie tę ofiarę, o którą starał się Zeżga, a on uwiódł w sposób najohydniejszy. Nie bolała go zdrada przyjaciela, ale wspomnienie téj sprawki, w któréj, z jego strony, uczucie nie miało najmniejszego udziału, tylko próżność, swawola i chętka jakaś popisu i zwyciężenie trudności. Ofiara poświęcona tak płocho, w nim samym potém wzbudziła jakąś litość. Widok jéj teraz, dziwnie go zmieszał: zrobiło mu się czegoś niedobrze, musiał siłą otrząsać się z oblegających go myśli, do których wcale nie przywykł, bo w głąb siebie nigdy nie wchodził.
Przykrość ta tak dalece była dlań niezwyczajną, że zszedłszy na dół, pewien już, że wymknął się cały i pochwycony być nie może, Pluta przypisał ją nie przyczynie moralnéj, ale skutkom przedłużonego głodu, rozbudzonego jeszcze nadużytym nieco spirytusem. Wierny swéj naturze kapitan, pomyślał na-