Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
62

grzyb prezydował w ogromnym kołpaku w tył zarzuconym, wielki, brzuchaty i przepuchnięty od ambicji, w prawo i w lewo różne chude, smukłe, krzywe, garbate, proste i ponachylane, zdawały się go słuchać z uwagą. Cypcunia téż obróciwszy się ku tym grzybom, ani zważała na rozmowę Elwiry z panem Adolfem.
Rozpoczęcie opowiadania widocznie kosztowało wiele młodzieńca, ale gdy raz usta otworzył, już się więcéj nie zawahał.
— Mogłaś się pani domyślać, — rzekł po chwilce poważnie, — że co się ukrywa, musi miéć do tego jakieś powody. Gdybym miał piękne imie, sławnych przodków i położenie w świecie świetne, nie potrzebowałbym taić się z niemi, jestem synem rodziców, którzy w pocie czoła dorobili się grosza i poświęcili dla dziecięcia, którzy nie chcąc mu psuć — u ludzi sobą, oddalili się od niego, czyniąc ofiarę z serc rodzicielskich, dla przesadzonego, ale święcie pojętego obowiązku. Dla czegóżbym się miał tego wstydzić? choć bogaty dziś, jestem synem szynkarza, nazywam się Adolf Szwarc. W Warszawie znają mnie, ale nikt