Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

koło drugiej — każdej tu widać piędzi zagona oszczędzać musiano.
Ledwie się wózek we wrotach pokazał, z krzykiem i hałasem wybiegły dzieci na przeciw matki. Było ich czworo, dwoje dziewcząt, chłopiąt dwoje. Starsze panienki, z których jedna mogła mieć zaledwie lat piętnaście, a wydawała się siedmnastoletnią, tak ją ciężka praca wcześnie dojrzała, druga dziesięcioletnia, wyprzedziły chłopaków, ale wszystko czworo zarówno zapalczywie i głośno krzyczeli:
— Mama! mama! mama przyjechała!
Piękne to były dziatki, choć widocznie słońce i wiatr twarzyczek ich nie poszanowały, bo prócz najstarszej, poopalane było na czarno i brązowo — ale pod tą pozłotą jaśniał rumieniec żywy, i oczy, jak u wszystkich ciemno-płciowych na bielszej jaśniejące osadzie, ognisto połyskiwały. Najstarsza, Zośka, śliczne dziewcze ledwo rozkwitające, z włosami ciemno-blond — zastępca matki, poważna jak świeżo wyszłe z dzieciństwa stworzeńko, tamowała zapędy szalone braciszków i siostrzyczki. Anusia, młodsza jasno-blondynka z ogromnemi szafirowemi oczyma — ulubienica ojca, już była na stopniu bryczki, do której poczepiali się i chłopcy, dziesięcio i siedmioletni Adaś i Marcinek.
Ojciec się nie pokazywał, bo go w domu nie było; pilnował on żniwa z gumiennym a czasem i sam sierp biorąc do ręki.
Ledwie się tem nie ucieszyła pani Hieronimowa że go nie zastała, bo się miała czas upamiętać znowu, wypytać dzieci, które razem wszystkie szczebiotały, i obejrzeć po domu.
Tu wszystko świadczyło o ciężkiej doli, o wielkiem ubóstwie i pracy.
Wnętrze dworku nie miało kąta swobodniejszego, tego bawialnego pokoju, charakterystycznego tem, że kto go ma, bawić się może. Nie było go w domku Hieronimstwa, bo nie mogli na chwilę pomyśleć o zabawie; — wszędzie praca i oszczędność skrzętna patrzała, wszędzie stały przyrządy gospodarskie, sprzęty