Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trochę kwaśno jeszcze, wszakże udobruchana nieco, odezwała się przybyła:
— Niech się Pan sam zastanowi nad położeniem mojem: czy ono do zniesienia? Wszyscy mnie wytykają palcami. Otwarcie Panu mówię, nie jestem jeszcze stara; mogę sobie znaleźć los.
Stary ramionami ruszył.
— Lepszego, jak tu, Waćpanna sobie nie znajdziesz — rzekł po cichu. — Waćpanna wiesz, że jesteś w moim testamencie.
Oczy Anieli błysnęły żywo i przygasły.
— Jeśli odjedziesz, dziś drę mój testament — wypłacić każę pensję — i nic więcej.
Nagle łzy stanęły w oczach kobiety.
— Ja do pana jestem szczerze przywiązana, ja po nim płakać będę, bo umiem czuć jego dobrodziejstwa — ale.....
— Cóż to za ale?
— Mogęż ja tak pozostać?
Kasztelanic, jakby nagle uderzony myślą jakąś, uśmiechnął się potajemnie do siebie.
— Po mojej śmierci — rzekł — znajdziesz łatwo męża jakiego zechcesz, z posagiem, który ci przeznaczam — bądź spokojna.
Spojrzała na nią badając, z za łez już się powoli uśmiechała.
— Zostaniesz więc? — zapytał.
— Czegóżbym nie uczyniła dla Pana? — odpowiedziała cicho.
Stary zatarł ręce.
— A więc! zgoda! zgoda! — szepnął przybliżając się do niej i obejmując ją w pół z uśmiechem Satyra i błyszczącemi oczyma. Zgoda droga Anielciu!
Na uścisk sam wszedł niefortunnie Termiński; panna Aniela odepchnęła starego, a kamerdyner srogie wejrzenie odebrał od pana.
— Panna Aniela zostaje na moje prośby — rzekł poważnie Kasztelanic — ale życzę żebyście wszyscy, nie wyjmując nikogo, pamiętali, że ona tu po mnie