Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przybycie, nie wiedział już czy dalej mówić czy milczeć; łatwo mu się było domyśleć, co za wrażenie zrobić może wiadomość o drugim testamencie, na korzyść Hieronima.
Wahał się jeszcze co począć, gdy Julja wpadła nań z gniewem prawie.
— Mówże, czegoś tak wleciał i mnie przeraził; co się znowu stało z tą przeklętą sukcesją?
— O prawda że przeklęta! — westchnął pan Paweł, zbolałe czując już w sobie kości od nieustannych przejażdżek — ale tu znowu całkiem nowe historje!
— Cóż nowego! co nowego?
— Oto naprzód że pierwszy testament był podrobiony i pokazał się fałszywy; pisał go widać i podrzucił Sobocki, jak? nikt nie wie. Kasztelanic zrobił wprawdzie testament, ale go powierzył do schowania księdzu Bakałowskiemu. Proboszcza nie było gdy umarł, dopiero teraz powrócił i zjechał z testamentem. Sobocki, jak się tylko dowiedział o tem, drapnął.
— Ale cóż w nowym testamencie, na miłość Boga? — krzyknęła Julja — czy go czytali?
— Czytali — dodał smutnie pan Paweł — ale i drugi nie rozumniejszy od pierwszego.
— I komuż znowu zapisał? Jasiowi?
— Gdzież tam!
— Faworytom?
— O! nigdy nie zgadniesz.... To był szalony starzec, pisze że tyle mu familja dokuczyła, iż jednemu temu zapisuje, którego w życiu na oczy nie widział, to jest Hieronimowi!
Julja krzyknęła przeraźliwie, w jednej koszuli porwała się z łóżka i poczęła biegać, wołając:
— Proces! proces! to być nie może!
— Ani sposobu zwalić testamentu! — odparł skłopotany pan Paweł — wszyscy tam nad tem myśleli, ale darmo... Teraz wszyscyśmy na łasce Hieronima.
— A! Jezu! — zawołała żona — czyż można było doczekać takiego upokorzenia! My, ubożsi od niego!