Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szny, drudzy, że świec u katafalku postawiono oszczędnie, inni że wino którem częstowano nie było najlepsze; dziadowie pod kościołem piszczeli, że im nie dość suto dano jałmużnę.
Z południa, rodzina Kasztelanica poczęła powoli powracać do Strumienia, i nad wieczorem salonik pełen był już gości, na których twarzach występowały wszystkie uczucia niepokoju, oczekiwania i ciekawości, znamionujące podobne zebrania. Rozprawiano głośno o możności znalezienia testamentu i ogólnem zdaniem było, że Kasztelanic nie miał czasu go zrobić; każdy jednak po cichu się go spodziewał. Otwarcie pokojów i rozpieczętowanie odłożono wszakże do jutra.
Sobocki i Jasiek drżeli wyczekując chwili stanowczej, ale pierwszy nadrabiał miną jeszcze, gdy drugi zaszywał się w pokorę.
O południu nikogo w salonie nie brakowało; urzędnik przysłany dla zdjęcia pieczęci oczekiwał tylko hasła, którego nikt dać nie śmiał. Zbliżała się godzina rozwiązania wszystkich nadziei i obaw. Pan Piotr, który wiekiem i powagą przodkował, odezwał się że przystępują do rozpatrzenia pozostałości i poszukiwania testamentu. W tejże chwili Sobocki, który najwięcej mówił i krzątał się, nagle zniknął; Jaś zobaczył to, ale że użyty został za przewodnika, choć go to niepokoiło, odstąpić nie mógł.
Pierwsze drzwi do pokoju, oddzielającego salon od sypialni, zostały otworzone i biuro w którem znajdował się testament wpadło naprzód w oczy wszystkim. Złamano pieczęci.... poczęto poszukiwanie, i szufladka po szufladce rozpatrywano nagromadzone papiery, po większej części mniej ważne. Były to listy i kopje odpowiedzi, rachunki, notatki, regestra; już ostatnią kryjówkę pominąć nawet mieli, sądząc ze znalezionego, że tu nic więcej oczekiwać nie można, gdy pan Piotr wysunął się i zawołał:
— Co to jest?
— Testament! — krzyknął ktoś spojrzawszy na napis i pieczęci.