Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miejsca gorącym pragnieniom życia, co się złotemi wroty przed nim otworzyć miało. I mar tysiące, wywołanych namiętnościami, przesuwało się przed oczyma rozognionego chłopaka, aż potem zimnym oblało się spracowane czoło jego.
Głęboka cisza panowała we dworze, tylko gdzieś, puszczyk krzyczał na ogrodach i straże werda powtarzały w oddaleniu: zegar, co tyle godzin wymierzył zmarłemu, szedł zwykłym krokiem licząc mu chwile wieczności poczętej.
W tem drzwi skrzypnęły od jadalnej sali i zamyślony Jasiek porwał się przelękły: skrzywiona twarz Sobeckiego ukazała się ostrożnie.... chwiejącym się krokiem, zastanowił na środku, obejrzał, nie powitał nawet Jasia, chociaż go zobaczył.
Rysy jego malowały walkę w duszy, obawę jakąś... wzrok miał obłąkany, oczy osowiałe, a rękę gryzł do krwi jak upiór, którego grzech czy wspomnienie na świat wywołało. Nie uszedł oka Jasia ten niezwyczajny wyraz twarzy Sobeckiego, i obawa z oblicza przybyłego przeszła na rysy brata.
— Co ci jest? — zawołał zbliżając się — co ci jest? mieliżbyśmy obawiać się czego?
Sobocki zaciął usta i cicho wyszepnął:
— Testament! testament włożony?
— Włożyłem go, ale masz jaką wątpliwość? mów, możemy złamać pieczęci, wykraść go i złożyć to na ludzi... w ten sposób weźmiemy cokolwiek.
— Nie! nie! nie powinienem mieć wątpliwości.... a jednak — dodał Sobocki — nie wiem czemu, pierwszy raz w życiu własnego dzieła się boję! Wolałbym był tego nie robić.
Jaś z przestrachem spojrzał na niego.
— Myślisz, że mogą się poznać na fałszerstwie?
— A któż to wie — jakby naumyślnie dodał Sobocki. — Zdaje mi się, że wszystkie formy są zachowane, ale jedna drobna, niepostrzeżona okoliczność, może obalić wszystko. Ja nie wiem...
— Zdaje mi się, że sam dla siebie pracując nie mo-