Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wał się niegodzien ją zamykać, tak z góry nań poglądała.
Piękna Julja, wysznurowana tak, że broda jej spoczywała wygodnie na podniesionym biuście, przymrużała oczki, probując jeszcze ażali nie zwabi melancholicznym wyrazem jakiego młodzika, pragnącego duszy coby go zrozumieć potrafiła. Kilka matek, mających synów na ożenieniu, otaczały ją kołem grzeczności i szczebiotliwą rozmową. Pan Paweł w granatowym fraku, z cygarem, które przechodząc przez salon ukrywał starannie, kręcił się upocony, dysponując i doglądając wszystkiego.
Panna Hiacyntha gry sentymentalne i tańce odwieczne wymyślała, rozweselona, roztrzpiotana prawie sznurując ustka zwiędłe i sypiąc wymownemi wyrazy. Petra potrząsała głową ulokowaną i nie raczyła nawet tłumu swych wielbicieli obdarzyć uśmiechem. Ten tłum składał się, w tej chwili mianowicie, ze trzech młodzików, posiadaczy cząstek w okolicznych wioskach i jednego podżyłego wdowca, który cały dobry folwark, acz odłużony nieco, miał o mil kilka od Horoszek.
Resztę towarzystwa składały siostry tych panów, kuzynka tego pana, matki, jeden ojciec w surducie szaraczkowym, i jedna ciotka w przedwiecznej mantylce mienionej.
Właśnie zabierano się do mazura, którego cztery pary ułożono, zaprosiwszy gospodynię domu przez najmłodszego z tancerzy, co urządziła przezorna panna Hiacyntha, gdy pan Paweł wpadł, ale jak oparzony.
Po minie jego sądzić było można, że albo się zapaliło w kominie, albo się Ignaś kucharz upił, albo puszka od herbaty ze szkła czeskiego, faworyta pani, bo wyprawna, rozbitą została przez mazgajowatego Jurka, co terminował przy kredensie.
Włos najeżony, oczy roztwarte, ręce rozczepierzone okropnie, usta zaciśnięte, frak porozpinany i pogięty, oznajmowały, że się coś stało. Stanął wyraziście naprzeciw żony, i sycząc dawać jej począł tysiączne znaki, że z nią pomówić potrzebował.