Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

moc. Poślesz Waść i po Pawła, żeby przyjechał do Strumienia.
Sobocki, widząc to zaprzątnienie pana Antoniego, wciąż szydersko spozierał na niego, ale w niczem mu się nie sprzeciwiał.
— Jak Waćpan myślisz — odezwał się stary — czy też znajdziemy testament?
— Mało znałem Kasztelanica — bąknął niewyraźnie Sobocki, nieco zarumieniony — nie mogę nic mówić. Kto wie, tacy ludzie bywają porządni w najmniejszej rzeczy.
— Tak! to był bardzo porządny człowiek — odparł pan Antoni podpasując się pasem, który mu przyniosła dziewczyna — musiał zostawić ład w interesach i jakieś rozporządzenie.
— I ja tak myślę! — dodał Sobocki — ale możebym mógł w czem być pomocnym, posłać gdzie oznajmić? proszę mi dysponować.
— Jeśliś tak łaskaw — po chwili namysłu rzekł stryj — wyprawże wyręczając Żmurę, do pana Piotra i Samuela... Samuel musi być u niego.
— Pan Samuel jest tutaj!
— Gdzie? tu? w miasteczku! — krzyknął pan Antoni — a ja o tem nie wiem?
— Od dawnego dosyć czasu, bo od razu się umieścił u księży Trynitarzy.... ale tak go dotknęło widać obejście nieboszczyka, że z całą familją zerwał; Rotmistrz i on siedzą zamknięci, czasem tylko w odludną część miasteczka wychodzą na przechadzkę.
— Ja się z nim widzieć muszę! — odezwał się żywo pan Antoni — on chyba o niczem nie wie; pojedziemy razem, będzie mi użyteczny, zna dom. Gdzie stoi powiadasz? u Trynitarzy!
— Tak jest! w klasztorze, na pierwszem piętrze, w celi koło definitorskiej.
— Dziękuję za wiadomość, bardzo dziękuję; lecę do niego.
— A ja wyprawiam do pana Piotra! — żegnając się rzekł Sobocki.