Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na ogromnym różańcu modląc się, ciągnął po swojemu gdzieś w daleką wędrówkę do świeżego kąta.
— Wszak to pan Dymitr Pałucki? — odezwał się wychylając i przypatrując.
— A to on — rzekł pan Samuel.
— Dalibóg on!....
— Dziadunio! on! on niezawodnie.
— Stój! stój!
Zajęty modlitwą nie rychło obejrzał się dziadunio na mijającą go furę, a poznawszy pana Samuela, zastanowiwszy się, nie wprzód rozpoczął rozmowę, aż modlitwę skończył. Dopiero różaniec do torbeczki borsuczej, która w nogach spoczywała, włożywszy, stary raźnie z wózka zeskoczył.
— Jak się macie — rzekł — i co tu porabiacie?
— A dziadunio tak dokąd? — spytał Rotmistrz.
— Ja! ot! jadę na odpust do Kustynia.... trzeba za stare grzechy pokutować — odpowiedział pan Dymitr. Koza ne chocze na torh, a jeje wedut[1], tak i mnie do Bernardynów grzechy moje; boć to nie rozkosz odpust tłumny staremu. Potem chcę wstąpić, choć z drogi, do mojego towarzysza w kawalerji, Paciorkowskiego, a potem.... Bóg to wie. Znacie moje przysłowie, choczby hirsze, aby insze[2]. Ale was dokąd to chłop wiezie?
— A! — westchnął pan Samuel — nam istotnie inaczej i gorzej, bo nie wiemy dokąd jedziemy i po co.... Los gna w świat, gdzie kąta nie mamy!
— Cóż wam się stało? — żywo spytał pan Pałucki!
— Ot! po prostu mówiąc — rzekł z uśmiechem pan Samuel — braciszek Kasztelanic wypowiedział nam dom swój, z namowy poczciwego Jaśka! Jedziemy więc wprost przed siebie.... bo mi już cudzy chleb dojadł!

— No! no! a gadajcież — zawołał dziadunio — co się stało, jak się to zrobiło? zmiłujcie się.... Oszalał Ka-

  1. Nie chce się kozie, a na targ ją wiodą.
  2. Choć by gorzej a inaczej.