Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żywości, jednak całkiem ujarzmić jej nie mógł. Z drugiej strony ksiądz Bakałowski miał najlepsze serce, gotowość na ofiary niezwyczajną i wszelkie przechodzącą granice; pojmował stanowisko kapłana z całą jego wielkością i ważnością i spełniał posłannictwo swe z zaparciem siebie zupełnem.
Ta walka z gorączką wewnętrzną, ze starym Adamem, nadawała szczególne piętno całemu jego życiu, i czyniła je może piękniejszem jeszcze, bo wytrwałością w boju jaśniejącem.
Pchnięty do stanu kapłańskiego obrzydzeniem świata wewnętrznem, ksiądz Bakałowski, gdyby był został na świecie, byłby stokroć nieszczęśliwszy jeszcze, boby go charakter narażał na niewysłowione przykrości, jakich doznają ludzie chcąc poprawić braci, a niemający prawa do tego. Był to mężczyzna lat może pięćdziesięciu, zdrów, silny, trochę otyły, rumianej do zbytku twarzy, w której czarne ogniste oczy chodziły na tle oliwkowem. Nie wysokie czoło, brwi gęsto zarosłe, nos cienki i kształtny, usta piękne i często na przekór gniewem wewnętrznym uśmiechnięte, tworzyły całość uderzającą wybitnością. Od częstego marszczenia, czoło pofałdowało mu się poprzecznie gęściej niż było powinno w tym wieku, co twarzy nadawało charakter surowy. Postawa, ruchy miały coś w sobie żołnierskiego prawie, ale ciągle poskramianego serdeczną pokorą, która usiłowała podbić wychodzącą na wierzch samorzutność.
Ubrany bardzo skromnie, wszedł ksiądz Bakałowski na salę, z tą pewnością jaka kapłanowi przystała, nieulękniony wcale tem co o Kasztelanicu, którego nigdy na oczy nie widział, mówiono. Z tego co słyszał o nim miał naturalnie wstręt od człowieka, który się Boga zaparł i zdawał w duszę własną niewierzyć; ale zawczasu całą drogę przekonywał się, że nie powinien mu go okazywać, a dla dobra jego wiecznego, jak najłagodniej z nim poczynać. Wiedział ksiądz Bakałowski, że chodziło tylko o dziesięciny, ale w Bogu miał nadzieję, że mówiąc o nich, zbawienne jakie ziarno rzu-