Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kawał czasu upłynął jak znikł bez wieści.... a krajowe przygody wybiły nam z głowy rodzinę, i swoich kłopotów było dosyć.
Jednego wieczora, zawieruszystego, w zamieć okrutną, w śnieżnicę, jakoś po nowym roku, siedziałem u siebie w lichej dominie, — bo to było, jakiem mówił, na dzierżawie, a wiadomo jakie to kletki zamieszkują posessorowie; — gdy ktoś wpada do mnie z karczmy z zapytaniem, czy jestem w domu, i z oznajmieniem, że jakiś wielki pan, karetą, dworno, dowiaduje się o mnie, mając zapewne zamiar na noc do dworku zajechać.
Przeląkłem się dobrze, bo szlachcicowi w domu wielkiego gościa przyjmować, rzecz ciężka; pańskiej gębie ani pańskim bokom dogodzić nie łatwo. Zwyczajnie jak to bywa u nas — kawał mięsa leżał w lodowni, ale przysmaków żadnych; a w chacie krom mojej izby nieco cieplejszej, wiało jak na podwórzu. Djabłem się wziął za głowę — jednakże powiedzieć, że niema w domu, ani sposób. Kłamać nigdym nie umiał; trochę też szlacheckiej dumy nie dozwalało odepchnąć kogoś co o gościnę prosił — więc stań się wola Twoja; czekałem drżący co Bóg zdarzy!
W kwadrans po owych zapowiedziach, światło zabłysło w oknach, szusnęła poczwórna kareta na saniach, drugi powóz kryty, na ganku zrobił się szum i ja wychodzę przyodziawszy się, dostojnego powitać gościa. Widzę pięknego mężczyznę, w szubie sobolowej pokrytej aksamitem zielonym, jak dziś pamiętam, w czapce sobolej, a za nim jejmościankę jakąś śliczną bestyję, — ale z oczów djabeł patrzał — wysiadających z karety. Ów jegomość wita mnie zapytaniem:
— Panie Kasztelanicu, czy pozwolisz podróżnym przenocować u siebie?
Tytułu tego nikt mi w okolicy nie dawał, nikt nawet o nim nie wiedział, bo chudy pachołek, unikałem zakrwawiających serce wspomnień lepszego bytu rodziców; — zdumiałem się tedy, a w dodatku i głos, którego zrazu rozpoznać nie mogłem, coś mi starego i