Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w to co ją otaczało, stała się środkiem, ogniskiem, ku któremu zwrócone były oczy wszystkich.
Sam niepokonany dotąd, Kasztelanic ze wstydem obawiał się już być zwyciężonym przez nią.
Czuła i troskliwa dla niego, powolnie potrafiła go doprowadzić do namiętności rozpustnej, gwałtownej jak stare ognie, silnej, niepohamowanej, którą odpychała przybierając ton i powagę kobiety nieszczęściem strąconej nisko, ale umiejącej się szanować. Codzień wzrastało to pragnienie, gorzał silniej starzec, i codzień zbywała go szyderstwem, zimną niewiarą, lub zadziwieniem kobieta, która własną bronią starca z nim walczyła.
Jakkolwiek podobała się Kasztelanicowi, nie był z nią tak swobodny jak z Anielą, z której narzekań szydził i z sentymentalności żartował; pani Tryze w pół żartem, w pół poważnie, czasem nawet z pokorą przybraną, wskazywała mu nieustannie przedział, jaki rozdzielał ją, sługę, od pana.
Ten nowy żywioł w życiu Kasztelanica z jednej strony wlał w nie jakieś zajęcie, coś świeżego i ponętnego, ale z drugiej działał nań w sposób niezwykły, rozdrażniający i powolnie wyczerpywał dotąd zaszanowane siły. Postrzegał się starzec, że nie miał spokoju jaki mu dawniej dawało nałogowe nawyknienie, że nowość niszczyła go, a nie umiał ani się z nią oswoić, ani ją odepchnąć.
Postanawiał sobie codzień wyzwolić się z więzów przyzwoitości, przeskoczyć zapory, które mu kładła pokorna duma tej kobiety, nagiąć ją do swych obyczajów, z których w początku chwilową tylko zrobił ofiarę; ale w jej przytomności znieśmielony odkładał potem do jutra, i tak się to ciągnęło coraz dalej a dalej.
Tymczasem zmiana w życiu, wprzód regularnem nawet w nadużyciach, zaczęła coraz silniej działać na starca.
Co dzień podupadał gorzej, starzał się raptowniej i nie uszło oczu Jasia, że stryj choć się nie przyznaje, choć walczy, musi przypłacić zdrowiem katastrofę do-