Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Do kogo? do kogo? w służbę! — zawołał Puślikowski — a jakże ja się mogę z miasta oddalić!
— Do kogo, to ci powiem później, co od ciebie chcemy dowiesz się także; namyśl się tylko czy się na to zgodzisz, a z góry sobie powiedz, że inaczej przepadł twój interes.
Puślikowski głęboko westchnął, głowa mu opadła na piersi, zamyślił się i zamilkł. Zdawał się dumać i ciężko widać mu było rozstać się z życiem, które wiódł, dla nowej pracy, może bezkorzystnej.
— Nędzę cierpisz — rzekł Sobocki nalegając — sprawy nie wygrasz, czas stracisz; nie lepiejże sprawę oddać w moje ręce, a ja ci za wygraną ręczę, i samemu pójść w dobrą służbę; może nawet na nie długo?...
— Dość bo już miałem służby — smutnie odezwał się Puślikowski — człek się przywiązuje, o sobie zapomina, i zostaje potem bez chleba kawałka. Zresztą i siły już nie po temu, a tam nie małych potrzeba.... W ostatku, jakto panie tak proces opuścić?
Biedny człowiek, już się był zrósł z tą swoją sprawą, dla której tyle poświęcił.
— Służba, która ci się trafia, nie daleko — odparł Sobocki — dowiadywać się będziesz mógł; zresztą, ja ci dam zaręczenie, że się zajmę i że wygram.
— Ale możeż to być? — z niedowierzaniem spytał ubogi.
— Jak ja zechcę wszystko być może! — rzekł kancelista z pewną dumą — o co chodzi zresztą, kiedy daję na piśmie zaręczenie?
Przez cały czas tej rozmowy, Jaś śledził i badał człowieka i coraz go widział stosowniejszym do miejsca, które mu przeznaczali. — Powierzchowność była nad spodziewanie, chodziło tylko o przekonanie się, jakie miał usposobienie i zdatność. O tych Jaś sądzić nie umiał, czekając z bliższem badaniem, ażeby mu Sobocki ułatwił największą trudność i nakłonił kandydata do przyjęcia służby.
Puślikowski zdawał się niepewny i więcej wzbraniał niż spieszył; znać doświadczenie nauczyło go nie-