Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kancelista śmiał się na całe gardło.
— A to! pół warjata! — zawołał — możnaby mu tego dowieść, i jako szalonego zamknąć do Bonifratrów; ale coby nam z tego przyszło?
— To pewna że nic — odparł Jaś — lepiej go swojemi otoczyć... Wiem, że Termiński i Aniela straszą starego jakimś pułkownikiem, niby bratem panny, który powrócił z wojska i za honor siostry chce się ująć, zmuszając Kasztelanica do ożenienia. Wszystko to wierutna bajka, bo, o ile wiem, Aniela brata nie ma a gdyby go miała, nie mógłby wyjść na pułkownika; potrzeba mi formalnego świadectwa, że Aniela była jedynaczką...
— Dobrze! dobrze! sprytnyś! — zacierając ręce zawołał Sobocki. — Świadectwo będzie: wyjmę ci posiemiejny spisek! (spis familijny). — No! a co więcej? — spytał szwagier korzystając z usposobienia do wywnętrzeń Jasia.
— Ba alboż to mało! wyszukać następców dla tych państwa! to nie fraszka!
— Dla mnie łatwiej niż dla ciebie — odpowiedział Sobocki — mogę ci zaręczyć, że sam z tem radybyś sobie nie dał, nikogo nie mając... Dobrześ zrobił, znosząc się ze mną.
Jaś zrozumiał przymówkę, Sobocki bowiem dawał mu uczuć, że nie zaraz i dopiero po pijanu mu się zwierzył; podchwycił więc zaraz:
— Albożbym to ja bez ciebie co zrobił? — zawołał z uśmiechem.
— Bezemnie i nie powinieneś i nie możesz — zawołał kancelista — nie masz stosunków, nie masz sposobów; choćbyś coś wymyślił nie będziesz wiedział jak dokonać.
— Zapewne! zapewne, — popijając mruknął młody chłopak. — Ja to wiem! ja to wiem!
— Ot zaraz zobaczysz, jakiego ci nastręczę Termińskiego! — rzekł zacierając ręce.
— Ciekawym doprawdy!