Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawda dworek maleńki, ubogi, ale ludzie insi, oj! dalibóg insi! Tu jak w grobie smutno; każdy tylko siebie patrzy, aby co urwał, a na gościa jak na wilka, żeby ich nie odjadł. Żeby się kto choć na żart zapytał czyśmy co jedli... czy nam czego nie braknie, czy czego nie potrzeba!! Nasz Korniej z końmi rady sobie dać nie może, a przeklina na czem świat stoi. Zepchnęli nasze szkapy do fornalskiej, czy tam do gościnnej stajni; a to taka szopa, gdzie na konie leje deszcz gorzej niżeli na podwórzu — wózek stoi na dziedzińcu i moknie także; jeść w piekarni ledwie się doprosisz i to bez soli, bez omasty, jak dla wieprzów dadzą, a co naklną, a co napopychają!
— Ej Hapko! już też gadasz Bóg wie co! ludzie tacy grzeczni, dwór taki zamożny.
— Grzeczni! ale! tam w pokoju może przy swoim panu; posłuchać co za drzwiami śmiechu i przezywania!... Albo to się ten pan kamerdyner choć odkłoni, kiedy mu pani daje dzień dobry... a przecie on sługa jakby i ja, pani krewna jego starego...
— E! zachciałaś tam na ludzi uważać — odpowiedziała pani Hieronimowa, której jednak rumieniec na twarz wystąpił i w oczach nowe łzy się zakręciły — westchnęła ciężko, ciężko — boleśnie. — Ot daj mi się pomodlić — rzekła po chwili ciszej, otwierając książkę i żywo biorąc się do modlitwy — samabyś także może spać poszła. Narzekać nie pomoże, prędzej zaszkodzi... dajmy temu pokój, moja Hapciu!
W tem zapukano do drzwi; Hapka cofnęła się ku ścianie, a pani Hieronimowa poprawiając żywo szlafroczka dosyć wytartego, zerwała się z łóżka.
— A można? odezwał się głos za drzwiami — światło widząc w oknie, chciałem dać dobranoc...
Poznała drżąca kobiecina głos pana Samuela i podbiegłszy, otworzyła mu sama, ubrawszy się w swój uśmiech zwyczajny, z uprzejmem: — Proszę, proszę, tylko mi stryj daruje, bom już w szlafroku.
— Dałabyś Asińdźka pokój ceremonjom; ja stary, a krewny, ceregieli tych nie potrzebuję.