Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiem zresztą co to za projekta; mówiła tylko że chciałaby pojechać.
— Czemuż mi nic o tem sama nie mówiła?
— Nie śmie! a mnie z płaczem już od kilku dni nagli, żebym pana o to prosił — i ma powód słuszny.
— Powód? cóż nowego.
— Nie śmiem mówić, bo mi zakazała żeby Jaśnie pana nie zmartwić, ale w istocie ważny powód.
— No! to nie bądźże głupi, nie strasz mnie, rękawiczek nie kładnij, a mów od razu.
Termiński, jak człowiek co chce szeroką przeskoczyć przepaść i obawia się upadku, zawahał się.
— Nie bądźże błaznem a gadaj — powtórzył stary żywo — to mnie nudzi!
— A więc! — wzdychając rzekł Termiński — kiedy Jaśnie pan każe, to muszę, ale to historja! Gdybym był mógł przewidzieć co się stanie, nigdybym nie narażał Jaśnie pana na to...
— Ale cóż się tam u kaduka stało?
— Gdyby tylko pan się nie gniewał, a pozwolił mi opowiedzieć...
— Słyszałeś, że nietylko pozwalam, ale każę; gadaj i nie męcz! — zawołał Kasztelanic.
— Rzecz się ma tak — odezwał się jąkając trochę sługa — że panna Aniela, o czem ja zresztą nie wiedziałem — ma brata.
— Choćby dwóch, a cóż to ma mi szkodzić? — rzekł stary.
— Jaśnie pan pozwoli mi skończyć; brata tego jeszcze w dzieciństwie oddano do kadetów, i tak zginął z oczów familji, że niemal o nim zapomnieli. Teraz licho mu nadało powrócić; złe języki słyszę doniosły mu coś o siostrze.... naturalnie że go to obeszło mocno....
— Ba! ba! już i brat z komedji! stary koncept — rzekł z przymuszonym uśmiechem Szambelan — no, i cóż? zapewne chce co utargować?
— A! Jaśnie panie, to dziś podobno pułkownik i człek