Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co tam państwo mówicie o kwiatkach — poczęła — mówcie lepiej o ludziach. Jakże się wieś podoba panu i nasze proste życie?
— Pani wie że i ja jestem wieśniak!
— Ale nie, tyle lat spędziłeś pan w mieście!
— Tęskniąc za wsią.
— Ale tu — z przyciskiem dodała Julja — jesteś pan już w sercu wsi; jest to co najbardziej być może wiejskiego.
— W sercu wsi! — szepnęła Hiacyntha — co za wyrażenie szczęśliwe!
— O! o! i serce wsi bardzo mi się podobało! — odpowiedział Staś.
— A pan się nie znudził bez fortepiana, książek, muzyki i tańców?
— Tańców zupełnie nie lubię, książki mam z sobą, a bez fortepiana przywykłem się często obchodzić. W dodatku miałem strzelbę i ciągle tak miłe towarzystwo.
— Aleś pan z niego mało korzystał, kiedy jak pan Hieronim powiada, kwiatki i zające składały zwyczajną jego kompanię.
— Kwiatki i zające były tylko rozrywką, boć bym przez te trzy dni i państwa zanudził, siedząc im ciągle na głowie.
— Na głowie! — pomyślała Hiacyntha — to wyrażenie nieszlachetne, obraz nieprzyzwoity nawet! Brak wychowania widoczny!
— My się na to przynajmniej skarżyć nie możemy — rzekła Julja z przekąsem.
Staś spuścił oczy, uczuł się winnym, udał nawet że niedosłyszał; w tem zaturkotało opodal na drodze, wszyscy zwrócili oczy, ujrzano szybko ku dworowi Pawłów jadącą znajomą nejtyczankę żółtą gospodarza, a na niej rozparty, a raczej w pół leżący jechał spiesznie mąż Julji. Przejeżdżając mimo pokornego dworku Hieronimów, spojrzał i z podziwieniem poznał w ganku żonę, córkę i Hiacynthę. Widok to był dla niego zdumiewający; zdało mu się w początku, że się omylił, przetarł oczy, kazał jechać powolniej, nareszcie nie-