Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ta okropna odpowiedź zmięszała na chwilę kobietę, ale z przytomnością niezwyczajną grała dalej rolę swoją, z westchnieniem podniosła oczy na starca i odezwała powolnie:
— Ludzie są niewdzięczni! o! niewdzięczni, nie wierzą przywiązaniu, nie wierzą sercu, wszędzie szukają interesu...
— Bo wszędzie jest interes tylko, otwarcie lub skrycie, — odpowiedział Kasztelanic — nie wierzą przywiązaniu, bo każde przywiązanie zdradza, nie wierzą sercu, bo serce to kawałek mięsa przez które się krew sączy... nie wierzą, bo kłamstwo jest wszędzie.
— Kłamstwo prędzej czy później daje się poznać — odpowiedziała kobieta — a nie wszystko, o! nie wszystko kłamie. Pan należysz do tych ludzi, których świat okrutnie doświadczyć musiał, gdy wszelką im odebrał wiarę — to okropne!
Kasztelanic skrzywił się boleśnie, rozpaczliwie prawie, oko mu błysło zapalone, ale rychło poskromił wzruszenie i dodał:
— To trudno! trzeba mnie przyjąć jakim jestem, bo innym nie będę.
— Ale co za męka dla tych, którzy go prawdziwie kochają!
— Niech nie kochają! — zaśmiał się starzec.
— Jakto? — spytała Aniela.
— Niech tylko udają kochanie, to daleko taniej ich kosztować będzie, niech robią co ja chcę, i nie krzywią mi się pod nosem... a zresztą to mi wszystko jedno...
Aniela z przestrachem prawie spojrzała na tego trupa, który przy niej leżał, i zamilkła ulegając chłodowi wiejącemu z ust jego. Nie odstąpiła jednak od myśli raz powziętej: znać było w jej zaciśnionych ustach, w rzucie oka bystrym i śmiałym, że spodziewała się przemódz Kasztelanica i przebojem wejść do zamkniętego serca, które starość bezsilna otworzyć jej miała. Uchylmy ten obraz szkaradny, któren nie bez wstrętu skreślić byliśmy zmuszeni.