Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

—Ten zbytek szyderskiej pokory — pomyślał chłopak — dowodzi wielką pewność wygranej... próbujmy jeszcze.
— Panno Anielo — dodał — był czas...
— A! przypominasz mi pan czas, o którym byłabym zapomniała, mojego poświęcenia a pańskiej niewdzięczności; gorzej, gorzej, bo... nie chcę tego pamiętać, ażebym mogła przebaczyć...
— Ale cóżem winien?
— Winieneś, żeś śmiał pomyśleć jakobym raptem pokochała chłystka co ledwie z pieluch się wywinął — i raczyłeś odepchnąć mnie, gdy w sercu miałam tylko litość i przyjaźń.
— Do tej się jeszcze odzywam!
— Już jej niema, niema — niema, — zajadle tryumfując zawołała kobieta — między nami nic więcej — zapomnienie — obojętność...
— Pani się ze mną obchodzisz jak z występnym...
— Porachuj się pan z sumieniem.
— Ono mi nic nie wyrzuca.
— Bo go pan może nie masz.
— Jeszcze raz panno Anielo, wyciągam dłoń i proszę...
— Schowaj pan dłoń dla innej, i nie proś, bo to się na nic nie przyda...
Jaś uczuł nareszcie niejaką dumę. Spojrzał, uśmiechnął się, ukłonił w milczeniu i wyszedł. Ledwie się drzwi za nim zamknęły, Aniela usiadła znowu, zamyślona głęboko, zdawała się ze strachem rozbierać to, co pod wpływem uczucia zrobiła.
Aby jej niepokój i całą tę scenę wytłómaczyć sobie, dość przypomnieć co ją poprzedziło.
W chwili gdy się goście rozeszli, Termiński równie niespokojny jak Jaś i Aniela, miotany obawą jakąś, postanowił także działać i działać szybko na korzyść swoją. Myślał o tem oddawna, ale stanowczą decyzję winien był tej chwili, która go panicznym jakimś przejęła strachem. Sam przez się nic on więcej nie mógł uczynić, chyba wyrobić sobie zapis i powiększyć go pod-