Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeździł? Zyskał to zyskał i kwita; temu trutniowi i szeląga dać nie warto, bo jego kwoczka mu straci, żeby swoje dziatki w kokardy poupinać.
— Musiałem mu wreszcie wystawić, że ja i tak na tych traktatach z Hieronimem wiele straciłem z własnego, więcej niż...
— Co za niewdzięczność ludzi! jaka losu sprzeczność! — wykrzyknęła Hiacyntha.
— Ale przybywam wreszcie do Zrębów. — O! o! tu po pańsku — pałace, bale, illuminacje, tańce, awantury; ale ludzie grzeczni — nawet bardzo grzeczni.
— To chytrość, żeby lepiej oszukać! — odezwała się żona.
— Ponętne sieci chciwości i zdrady! — znów echem wtórowała panna.
— Nie wchodzę w to, ale grzeczni. Nuż tedy do rady, i zaraz pan Piotr wszystko wziął w garść. A ja na boku zostałem. Zwołał Pobiałów. Pobiałowie sobie radzi zgarnąć i zaraz proponują Tomasza, żeby go posłać do Kasztelanica. O! uważaj tylko dobrze!
— Widocznie zmowa!
— Pan Tomasz niby to się wzdryga, niby nie chce, opiera, nie może — ale ja to wszystko widziałem... jak było — udawanie! — udawanie! figle! Tylko niewypadało mi nic mówić, nic — bo ja tam sam, a ich kupa, i przy nich siła, więc, sza — milczę.
— Dalejże co?
— Dalej, filut bo i pan Piotr, udaje kaznodzieję, prawi o duszy, a myśli pewnie o worku... gada trzy po trzy... i oświadcza, że naprzód sam pojedzie do Strumienia i spróbuje sił swoich na Kasztelanicu, a jeżeli go do lepszych sentymentów nie namówi... wówczas wystąpi pan Tomasz. Otóż uważasz... chce widocznie spróbować stary, czy jemu się nie uda co dla siebie, a ma trzy córki ogromne i syna. Zresztą on i tak pan, całą gębą pan.
— Nienasycona żądza złota! — westchnęła Hiacyntha — Co za dusze czarne, państwu chcą przeszkodzić!
— Niech ich tam djabli wezmą! — stuknęła pię-