Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Józef biedaczysko nie rusza się z domu... ale tych dwóch dosyć będzie.
— Nie lepiejże, żebyśmy do nich pojechali? — spytał Paweł, któremu siedzenie w Zrębach nie bardzo się uśmiechało.
— Jak chcesz, ale to coś będzie widoczniej, a na cóż ściągać oczy i wzbudzać gadania? Pierzmy swoje brudy po kryjomu.
— Ja bo w tem nic brudnego nie widzę — zawołał Paweł.
— Ani ja, bobym w taką sprawę ręki nie umoczył — rzekł Piotr z uczuciem godności — ale powiem ci szczerze, zda mi się zawsze, że takie niemal podstępne ubieganie się za nędznym groszem, czegoś nie chwalebne, nie czyste....
Robię to dla Samuela, że mu nie odmawiam; zresztą pocieszam się tem, że jeśli starca od łajdaków i intrygantów, z rąk niepoczciwych wybawię, może go choć późno tknie sumienie i życie odmieni.
— W to trudno uwierzyć.
— Trudno, ale są przykłady; człek ku starości widzi jaśniej nagość życia, marność jego zabiegów i celów, tęsknota go ogarnie niezmierzona, nienasycona, na nią tylko lekarstwem.... Bóg.
Pan Paweł nie był wcale bezbożnik; chodził on i jeździł do kościoła, spowiadał się, pościł czasem i miał pozór katolika; ale nigdy nie uczył potrzeby oświecić się w wierze ani się wiele o to troszczył, jak tam drudzy z nią lub bez niej żyją. Był to człowiek z liczby u nas najpospolitszych, co obojętnością najwięcej grzeszą, nie będąc ani za, ani przeciw religii, a których właśnie nawrócenie najcięższe, bo do przeciwnika wiary, który na czemś przekonanie opiera, przemówić można argumentem, do obojętnego nie trafi niczem. Tu potrzeba łaski.
Zdziwił się Paweł słysząc pobożne wyrazy stryja, i całkiem pojąć ich nie mógł; dla niego praktyka życia