Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nadymając się i pokrywając usilnie strach który go przejmował.
Pan Piotr pierwszy się zerwał, popatrzył chwilę i poznawszy go, zawołał:
— A! to Paweł! jakże się masz? jak się masz, kochany gościu?
Wszyscy się odwrócili, nie bez wyrazu lekkiego zniecierpliwienia, jak gdy wśród najswobodniejszej płynącej potokiem zabawy, wpadnie w nią nowy żywioł, któren towarzystwo przyswoić musi i wcielić, pracując by ten przybysz stał się jego własnością, co nie zawsze łatwo przychodzi. Żal było rozmowy — chłód wionął od pana Pawła, ale grzecznie i serdecznie go przyjęto. Wszyscy starali się jak najprędzej wprowadzić go na swój tor — na drogę, którą myśl ich biegła — ale tu znalazła się przeszkoda. Cały świat pojęć i myśli różnych ich dzielił — był to przychodzień z innego kraju, z innej strefy.
Pan Piotr, który to pierwszy postrzegł, a raczej się tego domyślił, odwiódł zaraz Pawła nieco na stronę od stolika, i stosowniejszą, pospolitą, oklepaną, szlachecką, nie potrzebującą żadnego wysiłku myśli, jął z nim wieść rozmowę.
Gronko dzieci i matka rozbiegli się w ogród, na ganek. Pan Ksawery poszedł do swego Platona, a Staś uczuł potrzebę połączyć się z ojcem i poznać bliżej stryjecznego brata, którego prawie nie widział.
Długo tak mówili nie wiedzieć o czem, bo Paweł nie śmiał ex abrupto poczynać o rzeczy, choć rad był skończyć i wyrwać się co najrychlej od stryja, który mu niezmiernie imponował, powagą swą i wyższością nie mile jakoś upokarzając, przywykłego do dawania sobie tonów w okolicy Horoszek.
Pan Piotr mówił o rzeczach obojętnych i wszelkim zaczepionym przedmiocie, z łatwością jaką mają ludzie do różnego rodzaju towarzystwa przywykli i giętkim obdarzeni umysłem; Staś żywo szeptał, jak chłopak, któremu nie braknie myśli ni słowa, w którym wszystko gra żywo i na wierzch się wyrywa — oba niezmiernie