Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nym budowom tego rodzaju, któren tyle ma wdzięku; — z zabudowaniami szeroko i zamaszysto rozrzuconemi, po których znać było, że tu ani ziemi, ani drzewa nie brakło. Wieś ogromna sunęła się daleko po płaszczyźnie i nikła za drzewami, które ją maiły. Środkiem widać było płynący strumień przez mokrą i kępiastą łąkę, pod dworem zebrany wielki staw trzciną i sitowiem zarosły. Smutne to było jak okolica, która do tego miejsca przygotowywała, ale poważne i wielkich rozmiarów.
Paweł wjechał nareszcie w wioskę i ciągnął się nią do unudzenia; była bowiem niezmiernie długa i rozsiadła się sobie wygodnie, dzieląc na kilka części porzuconemi wśród zabudowań niedogodnemi gruntu szmatami. Chaty były jak w Samej czarne, drewniane, z trąbami na dachach i plecionemi dymnikami, ale porządniejsze i większe. W pośrodku stała karczma, co w potrzebie objąć mogła połowę ludności, z bierwion sosnowych sklecona, wyglądała z frontu na austerją, a w środku była po prostu brudną, jak wszystkie inne.
Nareszcie ukazał się i dwór, ze staroświeckimi jodłami wysadzonym ogrodem — drewniany, długi, niepozorny, a tak w drzewa zasunięty, tak zaciszno stojący, iż wejrzawszy nań, od razu poczuć musiałeś spokój i ciszę, której mieszkający tu używali. Równie stary lamus, oficyna potężna i mnóstwo różnych przybudówek otaczało go, jak dworzanie pana. Dziedziniec wychodzący bokiem na staw tak był obszerny jak wszystko w Rohożach — ale około niego nieznać było starania o upięknienia — czysto tylko i bardzo po prostu. Stado psów różnego wieku, szerści i wzrostu, powitało przyjeżdżającego od bramy wiodąc do ganku, a że gość był rzadkiem zjawiskiem, co żyło wyskoczyło naprzeciw niemu ze wszystkich dworu kryjówek: gospodarz dysponujący robociznę, pani dysponująca wieczerzę, pani Pachniewiczowa z tabakierką w ręku i generałem na ustach, dzieci z biczykami i zabawkami, słudzy każdy z godłem swego zajęcia, jeden z talerzem, drugi z karafką, trzeci ze szczypcami od samowara, czwarty