Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i po wszystkiem — nie posądzam cię wcale żebyś ty był — brat sobi rad[1].
Paweł z zaperzenia i gniewu niemal przeszedł w zamyślenie, ale pozostał chmurny i niespokojny.
Dziadunio zmienił rozmowę; widać było jednak z jego wzroku i pofałdowanego czoła, że się czegoś namyślał, jakby chciał rozbić mgłę, którą miał przed sobą. Już po wieczerzy pan Paweł, którego to niepokoić z czem się stary Dymitr wygadał, jakby mimowolnie że lepiej nad wszystkich zna przeszłe życie Kasztelanica, usiłował na próżno zwrócić ku temu przedmiotowi obojętną rozmowę, ale na pierwszy wyraz, który mógł do niej prowadzić, Dziadunio z uśmiechem przenikliwym mu przerwał:
— Widzę kochanku, że chciałbyś co wiedzieć o Kasztelanicu? Oj! panie Pawle. Kołyś ne pip, ne ubirajsia w rizy[2] — co tobie porywać się na niego! żaden z was nie da mu rady! za to ręczę. Myślicie jak sobie po nim skórę zabezpieczyć, ale nie wasza to głowa zrobić! Jedź Waść do pana Piotra, poradź się z nim, to uczciwy człowiek i głowa dobra; niech on wezwie co lepszego z naszych, nie mijając Pobiałów, bo i to krew nasza, a Tomasz tęgi chłopiec — dopiero możecie co obmyśleć — choć i tak — Ne skuby poki nie złowisz[3], wątpię żeby z tego co było. Waść sam i Hieronim poczciwy nic nie zrobicie; i Jegomość darmo sobie głowy nie łam spekulacjami! Kasztelanica nie znacie, on by was wszystkich przedał; długoby o tem mówić — i nie wszystko mam ochotę. — W dziesięciu go nie zmożecie ani siłą, ani chytrością, kiedy sobie co postanowi. Ot tak! a teraz spać! — dodał wstając i idąc do swojego wózka.

Chocz ne pyszno, ałe zatyszno[4] — rzekł oglądając się po karczmie — dobranoc Waści! dobranoc.

  1. Brat sobie rad.
  2. Kiedyś nie ksiądz, nie wkładaj sutany.
  3. Nie skab, aż złapiesz.
  4. Nie wspaniale, a wygodnie.