Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W takich najróżnorodniejszych myślach o całej rodzinie swojej, której charaktery, skłonności, potrzeby i usposobienia rozbierał pan Paweł — przebywał on powoli szkaradną ku Rohoży drogę... Wkrótce z gościńca lichego i krętego zmieniła się ona w coś, co w języku nie ma nazwiska. Chyba burzą wyłożone szerokie pasy amerykańskich puszcz dać mogą wyobrażenie o kraju i drodze, jakie w tej chwili przejeżdżał nasz podróżny. Było to coś wspaniałego jak pustynia, mówiącego do duszy wielkiem milczeniem przestrzeni niezaludnionych, dzikiego i smutnego jak śmierć.
Okolica przybrała pozór nieskończonego smętarza, a krzyże w niej bez wsi i siedzib same tylko rozdroży strzegąc, z podrzuconemi u stóp kupami chrustu, oznajmującemi mogiły, jeszcze więcej piętnowały jej fizjognomię żałobną.
Jechać było potrzeba wertepami niesłychanemi lub jednym niemal brodem, który na chwilkę przerwany, znów się ciągnął stajami, milami, przeżynając to błota niezmierzone okiem, to lasy wyniszczone i smętne. Nigdzie wsi, nigdzie chaty, nigdzie karczemki nad drogą, długą jak oczekiwanie; żaden głos nie przerywa ciszy, żadna istota prócz kruka i wiewiórki nie ukaże się podróżnemu. Kraj niezamieszkały, opuszczony, niepłodny, wyklęty, poetyczniejszej wyobraźni przypomniałby był przechadzki Danta z Wirgilim.
Kilka razy błądził pan Paweł, pomimo że znał te drogi, bo łatwo się było puścić inną brodu gałęzią, inną ścieżynką; wreszcie na nocleg przyciągnął późnym wieczorem do jednej karczmy, która jego podróż na dwoje dzieląc, mogła służyć za miejsce wytchnienia w tej utrapionej drodze.
Stała ona przy wsi Samą zwanej, w rozległych błotach i lasach zaszytej, nad wielkiem jeziorem, na piasczystem wybrzeżu. Ztąd jeszcze do Rohoży było takich samych jak z miasteczka mil sześć, ale daleko gorszej i przepaścistszej jeszcze drogi. Sama, ze swemi chatami ciemnemi na piasku rozrzuconemi, z wysokiemi krzyżami, cerkiewką czarną, ogromną karczmą, oko-