Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ruszyła się staruszka, ale gdy wychodziła, pan Antoni, kłócąc się jeszcze z nią we drzwiach, najtroskliwiej wyniósł parasolik i posłał za Jejmością dziewczynę dla bezpieczeństwa od psów sąsiedzkich.
Zostali się z synem, który korzystając z okoliczności przysunął sobie sztukę-mięsa, a pan Antoni, któremu do gawędy nie często tak szczęśliwa trafiła się gratka, chwycił syna, przysunął się do niego i począł długi traktat, przypuszczając wszystko co się tylko przypuszczać mogło i rozwiązując z góry trudności ile ich było.
Stanęło na tem żeby pan Paweł jechał do stryja Piotra i ostatecznie z nim się jeszcze naradził, dla obmyślenia kogo wypadnie posłać do Strumienia w pomoc panu Samuelowi. O dzieciach Józefa ani mowy nie było przy wyliczaniu familii. Michał będący w wojsku stał ze swoim pułkiem w Orenburgskiej gubernii. Jaś znajdował się u źródła i dobrze go pilnował, a mąż Antoniny, Sobocki, za najniebezpieczniejszego uważany był sprzymierzeńca; nadmienił o nim Paweł, a ojciec usta mu zamknął.
— O Sobockim — rzekł — ani słowa! to łotr z pod ciemnej gwiazdy, oberwaniec z pod szubienicy: kara Boża spokrewniła z nami tego mechesiuka. Waćpan nie masz pojęcia jaki to człowiek; większego już łotra nie wyobrażam sobie: birbant, hulaka, wisielec i matacz! matacz! Przytem Jasiek musi już z nim być w zmowie, bo i to podobno dobra sztuczka...
Ledwie tych wyrazów domawiał, gdy na progu ukazała się blada, przystojna, zmęczonych rysów twarzy, zsiniałych oczów, skromnie ubrana młoda kobieta. Wyraz jej opowiadał dobitnie niespokojów pełne, ciężkie, wrzawliwe życie. Była to właśnie pani Sobocka, która stryjenkę, panią Antoniową, przyszła odwiedzić.
Blondynka, miłych i niedawno jeszcze pięknych rysów, walką nieustanną, doznanemi gwałtownemi uczuciami, chorobą może, tak miała znużoną twarz, jak gdyby o dziesięć przynajmniej lat starszą była niż w istocie. Wstyd starł się z tego czoła o które odbi-