Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w końcu paliła świeca, tymczasowo przez oszczędność była zgaszoną. Ujrzawszy Sykstusa wchodzącego, mecenas stanął.
— A cóż to? waszeć nawet nie przyszedłeś mi powiedzieć dobrego słowa? hę?
— Szedłem, panie mecenasie, bom tylko co przybył, i to zmarzły.
— Zmarzły? — spytał Żółtkiewicz — proszę? zmarzły? Gdym ja w tym wieku był, było mi zawsze ciepło, a no, taka z was teraz młodzież. Cóż podczaszy.
— Kłaniać się kazał!
— Nie przysłał nic?
— Nie wręczono mi nic.
— Nie polecił powiedzieć?
— Ukłon piękny oddać zalecił i przyrzekł, iż sam wkrótce będzie.
— Weź-że się asan do pisania — dodał Żółtkiewicz. — Jest kopij dokumentów kilka. Głos w sprawie Odrychewicza, replika i fascykuł do-