wy lepsi byli, co to za gadanie, Popatrz-że no asindziej, dalipan, młodzieży tej zarzucić nic nie można.
— Ino że to młodzież nie jest... — zająkując się i szepleniąc, a sarniny sobie na talerz dokładając mówił skarbnik. — Fantazji to nie ma, humoru mało, potulne jak baranki, wycieńczone, zbladłe, tfu! lekka faryna! — powtórzył — ona co lepszego warta.
I wskazał ręką na drzwi.
— Ojciec powiadasz że jest w czem wybierać... no, egzaminujmy.
— A no, by cenzurować, tak może by się nie godziło — przebąknął pan Paweł.
— Czemu? czemu? nie ujmując nikomu — rzekł skarbnik — niech ojciec przywołuje sprawy, ja się sędzią obieram.
Gula się począł śmiać.
— Naprzód pan Walenty Brochowicz, sędzic nasz, no cóż, chłopiec jak lalka? majętny, ładny i poczciwy.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/43
Wygląd
Ta strona została skorygowana.