Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Milczenie przerwało rozmowę.
— Wiesz pan, kochany podczaszy — odezwała się Marta po namyśle — jeśli ja mam wnijść w wasz dom, niechże na ten smutek i nieszczęście Ewuni nie patrzę. Nie zniosłabym obok mojego szczęścia, cierpień biednej dzieweczki, którą kocham miłością siostry i matki. Jeżeli tak, to odłóżmy nasze projekta, ja panu podczaszemu słowo jego powracam, i cofam moje, nie mogę.
Wstała panna Marta nagle, stary siedział osłupiały, jak rażony nagle piorunem, wyciągnął tylko nagle rękę.
— Panno Ciwunówno! na miłość Boga, proszę się zreflektować, pogadajmy, to tak być nie może, ja trzymam za słowo.
— Panie podczaszy — odparła Marta — wczoraj jeszcze, gdyś mi się waćpan dobrodziej był łaskaw oświadczyć, wcale o tem nie wiedziałam,