Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prosił tu do pozostania ze mną. Co to za miła i nieoszacowana osoba! Jednej tylko rzeczy się lękam, e! ale tego nie powiem.
— No, ależ cóż? co? — spytał stary.
— Gotowa mi jeszcze tatka zbałamucić, bo doprawdy formalnie w nim zakochana.
Podczaszy podniósł głowę, usta otworzył, rozśmiał się.
— At, pleciesz — rzekł — pleciesz, androny! androny.
Ewunia się uśmiechnęła.
— Już zmilczę.
Nie powiedziała też ani słowa więcej, a jednak gdy przyszło do stołu iść, podczaszy podał rękę pannie Marcie z takiem wdzięcznem wygięciem i szedł z taką gracją, uśmiechał się do niej tak mile, iż trudno było nie dostrzedz tego. Przy obiedzie ciągle do niej mówił i puścił się w opowiadanie anegdot z młodości, w których wiele było wesołości i dow-