Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lińską, ale ona go w oczy nigdy widzieć nie chciała..
— Tak, bo z moją matką były w ostatnich czasach przed jej śmiercią poróżnione. Lecz ciocia Żylińska — mówił Sykstus dalej — uczuła teraz, dzięki tym, którzy jej oczy otworzyli, szczególniej to winienem panu Machcewiczowi, uczuła, iż nas odepchnęła niesłusznie. Pozwoliła mi przybyć do siebie, a nawet Rozdołki puścić dzierżawą...
Podczaszy ramionami ruszył.
— Rozdołki! a znasz waćpan Rozdołki? — przerwał gniewnie — Maciek posiał, Maciek zjadł, na dwa dni z dzisiejszym... Lichota, biedota, folwarczyna, psu na budę się nie zdało. I cóż na takiej dzierżawie zarobisz? hę?
— Choćbym nic nie zarobił, ale ciocia Żylińska ma przecież Dołhowolę... i życzy sobie abym ja zajął się gospodarstwem i interesami.