Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

działa to z jego twarzy, oczów, ruchu, smutku, a choćby i z tego, że na jej czarnych oczu zaczepki, postawał stoicko obojętnym. Poczciwa mecenasowa nie gniewała się o to wcale, szczególna rzecz, chciała tylko wiedzieć koniecznie, w kim on się tak kochał. A! byłaby za odkrycie tej tajemnicy wiele a wiele dała! Pytać, wiedziała dobrze, że się na nic nie przyda, pilne śledztwo wyprowadzone w miasteczku, do niczego nie doprowadziło, przypadek dopiero, istny trafunek, ślad niejaki odkrył. Szperając w izdebce wszędzie, mecenasowa zajrzała do pieca, leżała w nim kupka niespalonych papierów, wyciągnęła je szczypcami i poczęła pilnie się w nich rozpatrywać. Na niektórych stały zwykłe frazesy. „Najświętsza Panno formuj moją rękę, bym mógł opisać Syna Twego mękę,” potem próba pióra dobrego, atramentu czarnego, lub,