Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nim przyjmę pana za mego rycerza. Potem, zobaczemy. Pan podobno i tak jedzie do Holandji, łatwo mu będzie na okręt siąść i do Ziemi Świętej popłynąć.
Brdęski się śmiał.
— Ale to tak jakby panna podczaszanka powiedziała, jedź, niech, cię korsarze złapią do niewoli, i...
— Ja będę czekać aż pana wykupią — zaśmiała się Ewunia — na to słowo daję.
Brdęski nie miał najmniejszej ochoty płynąć do Jeruzalem i Ziemi Świętej, a prócz tego wody się okrutnie lękał, tak, że na promie trudno mu się było przeprawiać. Zaczął się śmiać.
— Pani dobrodziejka ośmiela mnie — rzekł — obracając w żart rzecz, o której bym ja chciał na serjo pomówić. Czy mogę mieć też choć słabieńką nadzieję?
— Czego? — spytała Ewunia.