mię aż pocałował podczaszego i zamruczał coś jakby o wdzięczności.
Dobrze przed obiadem wyszli do pokojów, gdzie już dziewczę z bursztynowemi włosami przechadzało się niecierpliwie, podczaszy, stary wyga, podprowadziwszy chorążego do niej i poleciwszy, sam tak zręcznie manewrował, ażeby wcale rozmowie nie przeszkadzał.
Panna zwykle wesoła i na ten raz chmurnego nie miała oblicza, twarzyczkę wielce ożywioną, oczki bystro latające, a na ustach jakby wyzywający ironiczny uśmieszek. Mierzyła oczyma chorążego od stóp do głowy, od głowy do stóp, aż się zmieszał.
Ojciec chodził, dysponował, krzątał się, z Reformatem baraszkował, niby nie widział nic. Chorążemu w umizgach szło jak z kamienia, rozmowa jak wołu z sarną sprzągł, targana była na wsze strony.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/237
Ta strona została skorygowana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/e0/PL_JI_Kraszewski_Ewunia.djvu/page237-972px-PL_JI_Kraszewski_Ewunia.djvu.jpg)