Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zjeżdżali się na radę, raz i drugi, czasem nawet rejenta i Machcewicza w pomoc przybierając.
Było już jakoś po środopościu, gdy w miasteczku tym razem zetknęli się wszyscy. Walek, Szczepek, rejent i Machcewicz. Jeść nie było co, jak zwykle naówczas po małych mieścinach, pić się prędzej znalazło. Przekąskę też, bigos z faseczką, jaja twarde, pieczeń na zimno lub wędlinę każdy z sobą woził. Gdy do kupy się zebrali, posyłał każdy po to co miał, stawiano kilka butelek i wszyscy sobie byli radzi.
Właśnie Walek krzyczał i dowodził, że choćby chłopca na szablach roznieść przyszło, to mu panny nie dadzą, gdy nadszedł rejent, który był chwilowo się oddalił.
— Powiem waćpanom taką nowinę, ale to taką nowinę — zawołał — ale taką, że się wam spiskować przeciw Sykstusowi biednemu odechce.