Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem gotowi wymagać, żeby oprócz nauki, jeszcze im po sto czątych na wychodnem płacono.
Żółtkiewicz splunął, usta skrzywił, nie odpowiedział ani słowa, i odszedł.
— O! że w tem coś jest! — szepnął Bołtuszewski — to jest, ale ja tego dojdę.
Żółtkiewicz zachmurzony zwrócił się w swoją uliczkę, a idąc głową kiwał, kręcił i mówił w duszy.
— Biedy-m sobie napytał tylko, źle się stało, no, nie trzeba go było odpędzać, bo mi teraz z rąk wypadł, i od podczaszego burę usłyszę. Chciał go stąd wysłać, tymczasem teraz ja już władzy nad nim nie mam.
Splunął znowu i mrucząc poszedł gderać na Siebonia.

∗             ∗

Zgadł pan mecenas w istocie, że się podczaszy pogniewa, dowiedziaw-